Dwudziestu poetów i ponad 150 wierszy na 205 stronach – to efekt
pracy redakcyjnej Tomasza Kostyły, dzięki któremu powstała „Antologia
polskiej poezji tożsamościowej”. Jest to pierwsza tego typu książka po
1945 roku, w której swoje utwory prezentują osoby związane
światopoglądowo z prawica narodową. Mamy
działaczy: NOP, ONR Podhale, Organizacji Monarchistów Polskich, Falangi,
Prawicy Rzeczpospolitej. Mamy też sympatyków MW, tradycjonalistów,
konserwatystów i rojalistów oraz narodowych- radykałów.
Poziom artystyczny prezentowanych utworów oraz nowatorski charakter
pracy może rokować dużą popularność „Antologii”. Niewątpliwie, książka
ta wypełnia w znacznym stopniu olbrzymią pustkę w polskiej kulturze
tożsamościowej i można mieć nadzieję na realizacje innych projektów
przez wydawnictwo „Sztuka i Naród”.
„Antologia polskiej poezji tożsamościowej” jest dostępna w sprzedaży
od dnia 23 kwietnia 2012 roku. Informacje oraz zamówienia pod adresem:
biuro@sztukainarod.pl
DEKLARACJA DOKTRYNALNA
▼
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
niedziela, 22 kwietnia 2012
Wolność religijna
Człowiek nie może być zmuszany i przymuszany do przyjmowania religii –
jest to całkowicie jasne i Kościół stale tego naucza. Ale przecież czymś
zupełnie innym od przymuszania jest przeszkadzanie ludziom na publicznym
gruncie w wyznawaniu ich błędnych przekonań, czy to za pomocą działalności
misyjnej, w publicznych manifestacjach, czy też innych publicznych
inicjatywach. Ponieważ Jezus Chrystus jest jedynym Bogiem, a Jego Krzyż jest
jedynym źródłem zbawienia, wobec tego należy, uczynić również obowiązującym ten
wymóg wyłączności w społeczeństwie tak dalece, jak to jest możliwe. Odrzucenie
wolności religijnej jest potężną ochroną dla dusz, które inaczej nieustannie są
narażone na propagandę sekt i podboje religii niechrześcijańskich, pozostając w
mniejszym lub większym stopniu bez opieki. Kolejnym zarzutem wobec nauczania o
wolności religijnej jest to, iż w przeciwieństwie do nauczania Papieży sprzed
roku 1962 twierdzi się dziś, że państwo nie jest kompetentne w sprawach
religii.
środa, 18 kwietnia 2012
Co katolicy wiedzieć powinni
Fragment z
konferencji wygłoszonej 10 XI 2004 w Kansas City przez Bp Bernarda Fellaya:
Lekcja Campos
„Zacznę od przygnębiających wiadomości, które ukazują jasno, co dzieje się, kiedy idzie się na kolejne ustępstwa wobec obecnych władz rzymskich. Mamy jasno przed oczyma wstrząsający przykład tego, co dzieje się z tymi, którzy im zawierzają. Mam na myśli Campos. Kiedy Campos miało już zawrzeć porozumienie z Rzymem, bp de Galarreta pojechał porozmawiać z bpem Rangelem, a potem uczyniłem to również ja. Powiedziałem mu: "Proszę zobaczyć, co robią oni [moderniści] z Bractwem Św. Piotra"?. Ale bp Rangel odpowiedział: "To, co oferuje nam Rzym, jest czymś tak wielkim, że musimy mu zaufać. Oczywiście to kwestia opinii, ale takie właśnie jest nasze stanowisko"?. Nie mogłem zrobić nic więcej. Myślał on, że skoro Rzym zgodził się zagwarantować im biskupa i ich trydencki styl życia, zapewniono Campos wszystko, co im będzie potrzebne, tak więc chciał podpisać porozumienie. Ważne jest, by zrozumieć, dlaczego Rzym nagle zwraca się do Bractwa Św. Piusa X z uśmiechem i słowami przyjaźni. Do niedawna jeszcze opozycja wobec nas była tam bardzo silna (i większość ludzi w Rzymie nadal zajmuje takie stanowisko). Myślę, że ten nowy stosunek do nas wynika z mentalności ekumenicznej. Z pewnością nie jest tak, że Rzym przyznaje nam obecnie rację. Nie, to nie w ten sposób myślą o nas w Rzymie. Ich stosunek do nas jest zupełnie inny, jest ekumeniczny. Wynika z idei pluralizmu”.
„Zacznę od przygnębiających wiadomości, które ukazują jasno, co dzieje się, kiedy idzie się na kolejne ustępstwa wobec obecnych władz rzymskich. Mamy jasno przed oczyma wstrząsający przykład tego, co dzieje się z tymi, którzy im zawierzają. Mam na myśli Campos. Kiedy Campos miało już zawrzeć porozumienie z Rzymem, bp de Galarreta pojechał porozmawiać z bpem Rangelem, a potem uczyniłem to również ja. Powiedziałem mu: "Proszę zobaczyć, co robią oni [moderniści] z Bractwem Św. Piotra"?. Ale bp Rangel odpowiedział: "To, co oferuje nam Rzym, jest czymś tak wielkim, że musimy mu zaufać. Oczywiście to kwestia opinii, ale takie właśnie jest nasze stanowisko"?. Nie mogłem zrobić nic więcej. Myślał on, że skoro Rzym zgodził się zagwarantować im biskupa i ich trydencki styl życia, zapewniono Campos wszystko, co im będzie potrzebne, tak więc chciał podpisać porozumienie. Ważne jest, by zrozumieć, dlaczego Rzym nagle zwraca się do Bractwa Św. Piusa X z uśmiechem i słowami przyjaźni. Do niedawna jeszcze opozycja wobec nas była tam bardzo silna (i większość ludzi w Rzymie nadal zajmuje takie stanowisko). Myślę, że ten nowy stosunek do nas wynika z mentalności ekumenicznej. Z pewnością nie jest tak, że Rzym przyznaje nam obecnie rację. Nie, to nie w ten sposób myślą o nas w Rzymie. Ich stosunek do nas jest zupełnie inny, jest ekumeniczny. Wynika z idei pluralizmu”.
piątek, 13 kwietnia 2012
Jezus Chrystus, Król i Najwyższy Kapłan - Ks. Rafał Trytek
Panować będzie od morza do morza i od wielkiej rzeki po krańce ziemi
(Ps. 71, 8)1
Gdy w Roku Pańskim 1925 Ojciec Święty Pius XI ustanawiał święto Chrystusa Króla, cały już niemal świat był pogrążony w niewierze, sceptycyzmie, a nawet otwartej rebelii przeciw Bogu, jak to stało się chociażby w Meksyku i ZSRS. Pius XI był „papieżem konkordatów”, ale rozumiał doskonale, że wszelka dyplomacja i układanie się z reżimami państwowymi mają drugorzędne znaczenie wobec uznania królewskiej godności Jezusa Chrystusa, które jako jedyne może zapewnić światu pokój. Pokój jest bowiem darem od Boga, na który nie zasłużyliśmy jako ludzkość, więc potrzebujemy o niego prosić u Tronu Tego, który jest władny rozkazywać przyrodzie, ludziom i duchom, bo je stworzył, bo zależą w każdym momencie od Jego Świętej Woli.
Dlatego też za bezcelowe należy uznać wszelkie modlitwy o pokój z przedstawicielami sekt heretyckich, czy wręcz pogan, negujących Trójcę Przenajświętszą — Jedynego Prawdziwego Boga, jak te, które odbyły się w Asyżu. Świat obiegły zdjęcia Benedykta XVI, uznawanego przez większość świata za reprezentanta katolicyzmu, stojącego obok przedstawicieli fałszywych „religii”. Można odżegnywać się od „synkretyzmu”, jak to czynią zajmujący Rzym moderniści, ale w oczach świata po raz kolejny Kościół katolicki został zrównany z błędnowierczymi strukturami religijnymi, Chrystus został postawiony na równi z Belialem. Nawet jeśli tym razem katolickie świątynie nie zostały zbezczeszczone fałszywym kultem pogańskim (jak w 1986 r.), to jednak widzieliśmy jakąś formę akceptacji anglikanizmu czy hinduizmu.
W kulturze medialno-obrazkowej zdjęcia są często ważniejsze niż słowa, zwłaszcza tak trudne do rozróżnienia, jak synkretyzm, indyferentyzm. Dla świata przedstawiciele różnych „tradycji religijnych” udali się wspólnie w pielgrzymce do Asyżu, by pomodlić się i nie ma znaczenia, czy robiono to razem, czy w kilkukilometrowym oddaleniu od siebie — ważne, że na terenie jednego miasta i w tym samym czasie. Przed niebezpieczeństwem takich spotkań ostrzegał wyżej wspomniany papież Pius XI, który też surowo zabraniał katolikom uczestnictwa w wydarzeniach tego typu. Uczynił to choćby w encyklice „Mortalium animos” z 1928 r., a więc ogłoszonej w kilka zaledwie lat po ustanowieniu święta Chrystusa Króla. Benedykt XVI zainicjował i brał udział w czymś, co dla Piusa XI było odrażającą zdradą Chrystusa i Jego Kościoła. Oto zasadnicza różnica pomiędzy katolickim papieżem a nieprawowitym z punktu widzenia Wiary katolickiej (choć w jakimś sensie może „legalnym”) uzurpatorem, zajmującym aktualnie Stolicę Świętego Piotra.
(Ps. 71, 8)1
Gdy w Roku Pańskim 1925 Ojciec Święty Pius XI ustanawiał święto Chrystusa Króla, cały już niemal świat był pogrążony w niewierze, sceptycyzmie, a nawet otwartej rebelii przeciw Bogu, jak to stało się chociażby w Meksyku i ZSRS. Pius XI był „papieżem konkordatów”, ale rozumiał doskonale, że wszelka dyplomacja i układanie się z reżimami państwowymi mają drugorzędne znaczenie wobec uznania królewskiej godności Jezusa Chrystusa, które jako jedyne może zapewnić światu pokój. Pokój jest bowiem darem od Boga, na który nie zasłużyliśmy jako ludzkość, więc potrzebujemy o niego prosić u Tronu Tego, który jest władny rozkazywać przyrodzie, ludziom i duchom, bo je stworzył, bo zależą w każdym momencie od Jego Świętej Woli.
Dlatego też za bezcelowe należy uznać wszelkie modlitwy o pokój z przedstawicielami sekt heretyckich, czy wręcz pogan, negujących Trójcę Przenajświętszą — Jedynego Prawdziwego Boga, jak te, które odbyły się w Asyżu. Świat obiegły zdjęcia Benedykta XVI, uznawanego przez większość świata za reprezentanta katolicyzmu, stojącego obok przedstawicieli fałszywych „religii”. Można odżegnywać się od „synkretyzmu”, jak to czynią zajmujący Rzym moderniści, ale w oczach świata po raz kolejny Kościół katolicki został zrównany z błędnowierczymi strukturami religijnymi, Chrystus został postawiony na równi z Belialem. Nawet jeśli tym razem katolickie świątynie nie zostały zbezczeszczone fałszywym kultem pogańskim (jak w 1986 r.), to jednak widzieliśmy jakąś formę akceptacji anglikanizmu czy hinduizmu.
W kulturze medialno-obrazkowej zdjęcia są często ważniejsze niż słowa, zwłaszcza tak trudne do rozróżnienia, jak synkretyzm, indyferentyzm. Dla świata przedstawiciele różnych „tradycji religijnych” udali się wspólnie w pielgrzymce do Asyżu, by pomodlić się i nie ma znaczenia, czy robiono to razem, czy w kilkukilometrowym oddaleniu od siebie — ważne, że na terenie jednego miasta i w tym samym czasie. Przed niebezpieczeństwem takich spotkań ostrzegał wyżej wspomniany papież Pius XI, który też surowo zabraniał katolikom uczestnictwa w wydarzeniach tego typu. Uczynił to choćby w encyklice „Mortalium animos” z 1928 r., a więc ogłoszonej w kilka zaledwie lat po ustanowieniu święta Chrystusa Króla. Benedykt XVI zainicjował i brał udział w czymś, co dla Piusa XI było odrażającą zdradą Chrystusa i Jego Kościoła. Oto zasadnicza różnica pomiędzy katolickim papieżem a nieprawowitym z punktu widzenia Wiary katolickiej (choć w jakimś sensie może „legalnym”) uzurpatorem, zajmującym aktualnie Stolicę Świętego Piotra.
niedziela, 8 kwietnia 2012
Początki oporu przeciw reformom Soboru Watykańskiego II
ks. Rafał Trytek
Dla każdego katolika sprzeciwiającego się protestantyzacji i modernizmowi jaka zaczęła się ponad czterdzieści lat temu w obrębie katolickiego świata szczególnie interesujące są początki oporu przeciw reformom. Znaną powszechnie jest sprawa roli jaką odegrała konserwatywna grupa „Coetus Internationalis Patrum” pod wodzą biskupów da Proenca-Sigaud, de Castro-Mayera i Msgr Carli, a której przewodniczył ówczesny generał Ojców od Ducha Swiętego Abp Lefebvre. Ale dopiero po zakończeniu obrad katolicy stający na straży Porządku Wszystkich Wieków rozpoczęli publiczną kontestację tego co zostało na soborze zatwierdzone i rozpoczęli szukać wyjaśnienia jak mogło się to stać, że soborowa rewolucja zatriumfowała w dokumentach i w umysłach tak wielu hierarchów z tymi najwyższymi włącznie.
BRAK AUTORYTETU WŁADZY W KOŚCIELE POSOBOROWYM
JE Ks. Bp Donald Sanborn
Nie posiadamy kompetencji by w sposób
prawny to zadeklarować (braku formalnego Papieża). Lecz z drugiej strony, jako
katolicy, mamy obowiązek porównania tego, co jest głoszone przez Vaticanum II z
nauczaniem Kościoła katolickiego. Cnota wiary wymaga, abyśmy tak uczynili,
ponieważ wiara jest nadprzyrodzoną mądrością i w konsekwencji domaga się, aby
wszystko pozostawało z nią w zgodności. Jeżeli nie dokonalibyśmy takiej
konfrontacji, to nie posiadalibyśmy cnoty wiary. Jeżeli odkrywamy, że nauczanie
Vaticanum II nie jest zgodne z nauką Wiary katolickiej, to jesteśmy zobowiązani
odrzucić Vaticanum II oraz zobowiązani wyciągnąć wniosek, że ci, którzy
wprowadzają go w życie nie posiadają autorytetu władzy Chrystusa. W przeciwnym
wypadku nasze przyleganie do błędu przeciwnego wierze mogłoby zniszczyć w nas
tę cnotę i uczynić nas heretykami. Analogicznie, stalibyśmy się heretykami,
gdybyśmy dopuścili myśl, że katolicki Kościół mógłby być zdolny do głoszenia
fałszywych doktryn i błędnego kultu oraz dyscypliny. Tak, więc prywatna
konkluzja, że Benedykt XVI jest heretykiem, a faktycznie odstępcą od Wiary, nie
jest "osądzaniem" papieża w tym sensie, jaki nadają mu kanoniści i
teologowie...